Przejdź
Chcesz znaleźć się w Ameryce połowy XVIII wieku? W takim razie koniecznie odwiedźcie małe miasteczko Williamsburg w Wirginii. To on był stolicą ówczesnego państwa kolonialnego, a potem stolicą niepodległej Wirginii. Tak dużego miasta-muzeów plenerowych nie znajdziesz w Stanach Zjednoczonych. I chciałbym też zauważyć, że Williamsburg istnieje wyłącznie dzięki funduszom prywatnym – ani budżet lokalny, ani budżet federalny nie inwestują pieniędzy w mieście. Jest to niezależny rezerwat, który istnieje na własny koszt i co roku przyjmuje około miliona turystów zainteresowanych historią USA. Dziś jedziemy do tego niesamowitego miasta, aby odwiedzić Amerykę kolonialną przełomu XVII i XVIII wieku.
Dlaczego warto się tam wybrać?
Stan Wirginia jest bardzo dumny ze swojej historii. I uwierz mi, coś w tym jest. Dawno temu państwo to nazywano „Matką Prezydentów”. To tutaj urodzili się George Washington, Thomas Jefferson, James Madison, James Monroe – pierwsi prezydenci USA, a także William Henry Harrison, John Tyler, Zachary Taylor, Woodrow Wilson. To jest „bukiet prezydencki”. A dziś majątki niektórych prezydentów są narodowym skarbem kraju. Odwiedzając Colonial Williamsburg, znajdziesz się w Ameryce, która była dopiero w powijakach, poznasz pierwszych osadników, ich sposób życia, zwyczaje, życie, poznasz nawet ich przodków, bardzo gościnnych, wszechwiedzących i przyjaznych ludzi, zanurzysz się w przeszłość w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Williamsburg zupełnie nie przypomina żadnego typowego amerykańskiego miasta. Nie znajdziesz tu drapaczy chmur ani nowoczesnych biurowców, nie ma nowomodnych samochodów, a szyldy, tablice i znaki drogowe powstają ręcznie w rzemieślniczych warsztatach. Wyobraź sobie, że ludzie w Williamsburgu jeżdżą powozami lub spacerują. Ale to, co Cię najbardziej zadziwi, to to, co mają na sobie: tak, tak, w stylu minionych wieków. Tak właśnie wygląda kolonialny Williamsburg!
Miasto-muzeum
Wyobraź sobie, że w odrestaurowanym mieście oddalonym o zaledwie jedną milę znajduje się 88 oryginalnych budynków kolonialnych, 50 odbudowanych budynków i 90 akrów ogrodów i trawników, którym przywrócono pierwotny wygląd! To „żywe” muzeum poświęcone początkom samej idei Ameryki, dokładnie tej idei, kiedy Stany Zjednoczone w ogóle nie istniały! Kiedyś kolonialny Williamsburg był tylko przyczółkiem Imperium Brytyjskiego na terytorium współczesnych państw.
W tym mieście po raz pierwszy zaczęto mówić o wolności i równości, o sprawiedliwości i prawach obywateli. To właśnie w Williamsburgu zostały ustanowione demokratyczne zasady zapisane w Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych – „życie, wolność i dążenie do szczęścia”. A dziś na ulicach miasta można spotkać niezwykłych przewodników-aktorów, którzy chętnie opowiedzą dociekliwym turystom, jak ludzie pracowali, zajmowali się polityką i po prostu spędzali wolny czas w Ameryce w XVIII wieku. Wydaje się, że czas zatrzymał się w Williamsburgu, a życie toczy się dokładnie w latach 1750-80 tamtego stulecia…
W pewnym momencie Williamsburg zamienił się w małe prowincjonalne miasteczko z bogatą historią. Można nawet powiedzieć, że popadł w ruinę. Jednak na początku XX wieku w mieście mieszkał pewien pastor kościoła anglikańskiego Goodwin, który interesował się historią państwa. Miał obsesję na punkcie odtworzenia i przywrócenia epoki kolonializmu w Wirginii. Z pomocą przyszedł mu potentat finansowy John Rockefeller Jr. i zainwestował bajeczną sumę pieniędzy w odbudowę miasta. W ten sposób pojawił się kolonialny Williamsburg, który widzimy teraz.
Tutaj narodziła się amerykańska wolność
Budynek Kapitolu w Williamsburgu jest historyczny w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. W 1776 roku zgromadzeni głosowali za Rezolucją Niepodległości Wirginii, co oznaczało jedno – naród uwolnił się od Wielkiej Brytanii i jej kolonialistów.
Miesiąc później tego samego roku przyjęto Deklarację Praw Wirginii, kładącą nacisk na wolność i samorządność. I, jak wiecie, ta Deklaracja stała się podstawą amerykańskiej Karty Praw, która nadal chroni prawa wszystkich Amerykanów. A Konstytucja Wirginii ogólnie stała się wzorem dla prawie wszystkich konstytucji stanowych.
Williamsburgowie i przewodnicy wycieczek
Pisaliśmy już, że na ulicach Williamsburga stale spotykacie niezwykłych przewodników. Są to zawodowi aktorzy przebrani za amerykańskich prezydentów, dowódców wojskowych i bojowników o niepodległość z przeszłości, urzędników, zwykłych mieszkańców, służbę, rzemieślników, a nawet niewolników. Nie zdziw się, jeśli będziesz musiał uścisnąć dłoń George’owi Washingtonowi lub samemu Patrickowi Henry’emu. Są zawsze gotowi Cię poznać i odpowiedzieć na wszelkie pytania. Miasto-muzeum zatrudnia ponad trzy tysiące pracowników. Nie tylko tu pracują i chodzą po ulicach, ale także „żyją” kolonialnym życiem.
Co zobaczyć w Williamsburgu
O Williamsburgu po raz pierwszy zaczęto mówić w 1643 roku. Była to niewielka fortyfikacja mająca chronić przed najazdami Indian. Dziś w mieście przypomina o tym arsenał wojskowy. Sześćdziesiąt lat później w osadzie otwarto pierwszą uczelnię – wyższą instytucję kolonii. Do dziś zachował swoją nazwę – College of William and Mary, panującego wówczas króla i królowej Anglii.
Placówka edukacyjna składa się z trzech budynków i zlokalizowana jest w zielonym parku miejskim. Absolwentami tej wyższej uczelni byli tacy prezydenci krajowi, jak Thomas Jefferson, John Tyler i James Monroe. Nawiasem mówiąc, studenci nadal tam studiują. A sama uczelnia (choć tak naprawdę jest to uniwersytet) pozostaje w pierwszej dziesiątce najbardziej prestiżowych instytucji szkolnictwa wyższego w Stanach Zjednoczonych.
W Williamsburgu, kiedy był on stolicą Wirginii, zbudowano rezydencję gubernatora kolonii. Dziś w tym budynku mieści się muzeum z luksusowymi ekspozycjami i wnętrzami. Spacerując po rezydencji i ogrodzie, można sobie wyobrazić, jak żyli wysocy rangą urzędnicy w Ameryce kolonialnej.
Budynek zgromadzenia kolonialnego wygląda dość skromnie. Całkowicie zachował swój wygląd i „żyje” duchem, gdy zasiadali w nim deputowani izb wyższej i niższej, omawiając palące problemy. Turystów interesuje także gmach sądu, na którego niewielkim placu znajduje się prawdziwy słup wstydu, na którym karano przestępców.
Dziś odbywają się „pokazy” samego procesu z pozorowanymi karami, podczas których sędzia i ława przysięgłych ogłaszają wyrok, ubrani w odpowiednie stroje i peruki.
W przejściu z XXI w. do XVIII w. pomaga także zabudowa mieszkalna miasta. Każdy dom, każda ulica i ogród przypomina Amerykę kolonialną. Wnętrza domów w pełni odpowiadają tamtym czasom. Możesz zajrzeć do dowolnego domu lub ogrodu, zobaczyć, co gdzie się znajduje, co gdzie rośnie i porozmawiać z właścicielami.
A dodatek do domów tworzą ludzie ubrani w czapki i kapelusze, długie suknie danego kroju, różne dodatki, laski, transport w postaci powozów, którzy zajmują się swoimi zwykłymi zajęciami: trochę rzemiosła, trochę handlu, trochę po prostu komunikować się.
Od czasu do czasu na ulicach słychać bębny i odbywają się ćwiczenia strzeleckie, na placu odbywają się egzekucje, a każdy wystrojony powóz z woźnicą zaprasza turystów na przejażdżkę po mieście-muzeum. Profesjonalizm można poczuć we wszystkim – zarówno w pracy przewodników, jak i w atmosferze miasta.
Zakupy w Williamsburgu
Główną ulicą Williamsburga jest Duke of Gloucester Street. Jest gospodarzem różnych wydarzeń i pokazów. Powstały tu także główne budynki, na szczytach których powiewają flagi Wielkiej Brytanii – Union Jack (w końcu w Ameryce kolonialnej nie było amerykańskich flag).
Po obu stronach ulicy znajdują się warsztaty rękodzielnicze oraz sklepy z pamiątkami sprzedające wyroby stworzone przez rzemieślników. Po tabliczkach łatwo można rozpoznać, kto czym się zajmuje – kto jest stolarzem, kto farmaceutą, kto kowalem, a kto fryzjerem, kto kapelusznikiem, a kto drukarzem.
W samych warsztatach rzemieślniczych opowiedzą, jak powstaje ten lub inny produkt przy użyciu XVIII-wiecznej technologii. Warsztaty zabawnych kapeluszy. Przecież to tutaj szyto peruki, bez których w tamtych czasach nie można było wyjść na dwór.
Nadal możesz przymierzyć jeden z nich. A także, jeśli masz ochotę i pieniądze, możesz przymierzyć strój z XVIII wieku i spacerować w nim po Williamsburgu, jak miejscowi.
„Posmakuj” kolonialnego Williamsburga
Ale nie tylko będziecie mogli zobaczyć, jak wyglądało życie mieszkańców kolonialnego Williamsburga. Można dotknąć kuchni tamtych czasów, spróbować dań opartych na przepisach z tamtych wieków, zjeść smażoną jagnięcinę lub szarlotkę, spróbować cydru i innych przysmaków.
W mieście działają cztery kolonialne tawerny obsługujące turystów. Ich wnętrza i personel również nawiązują do ducha minionych czasów. A dania przygotowywane są z wykorzystaniem technologii i sprzętu AGD z XVIII wieku, a naczynia są również stylizowane.
Wycieczka do Colonial Williamsburg będzie bez wątpienia niezapomniana. Mimowolnie zetkniecie się z wydarzeniami, które miały miejsce w Ameryce w XVIII wieku, zanurzycie się w przeszłość stanu Wirginia, dowiecie się, jak wyglądało tamte stulecie i jak żyli w nim ludzie. Żadne inne miasto w Stanach Zjednoczonych nie zapewni takiego stopienia się z przeszłością.